W ostatnich dniach rozgorzała na nowo dyskusja dotycząca upamiętnienia tzw. Tragedii Górnośląskiej, czyli zbrodni popełnionej na mieszkańcach Górnego Śląska przez wkraczające zimą 1945 roku oddziały Armii Czerwonej.
Kuriozalnie w sprawie, która ze wszech miar wydaje się oczywista, osoby decydujące (radni) mają tu tak wiele wątpliwości, że do dziś nie udało się podjąć im stosownej uchwały. Niestety nie mogą liczyć w tym temacie na pomoc naukowców opolskich, którzy w dużej mierze z historią Śląska nie chcą mieć wiele wspólnego.
W takiej sytuacji jeszcze bardziej zastanawia, co byłoby, gdyby ktoś podniósł temat zbrodni i przestępstw przeciw mieniu popełnionych przez ludność przybyłą z terenów polskich oraz przez władze polskie po 1945 r. Szczególnie teraz, gdy znów po kilkudziesięciu latach zaczynamy przychylniej patrzeć na popadające w ruinę (lub już praktycznie nie istniejące) pałacyki śląskie. A przecież wiadomo, że – pomijając fakt rozkradania ich dóbr ruchomych przez ludność miejscową, podpaleń przez wojska radzieckie – reszta szła na odbudowę państwa.
Tu polecam ciekawą wypowiedź pana Karbowiaka: