Wielka mrówa i mnóstwo małych wylotów ogromnego mrowiska (albo mrowisk) na placu naszego kościoła
Wszystko, co dane było mi przeżyć samemu, zaobserwowałem, spodobało mi się lub wkurzyło
Warto uczyć się języków i zwyczajów kraju, do którego się podróżuje. W Bułgarii nie tylko skinienie głową na tak jest rozumiane, jako nie (i odwrotnie). Także – wydawałoby się niegroźne – ostrzeżenie, aby nie trąbić (dla tych, którzy nie mieli rosyjskiego w szkole, na załączonym zdjęciu czytamy: NIE PIPAJ! OPASNO ZA ŻIWOTA) oznacza tutaj: NIE DOTYKAJ, bo GROZI ŚMIERCIĄ
W natłoku informacji nie jesteśmy w stanie dokładnie wszystkiego poznać, przyswoić, zrozumieć. Wielu ma problem z najprostszymi decyzjami w życiu, zaczynając od klasycznej sytuacji: kobieta przed szafą i odwiecznym pytaniem – w co ja mam się ubrać?
Dlatego w Internecie z pomocą przychodzą nam wszelkiego rodzaju serwisy, które podejmują decyzję za nas. Problem, w tym, że nie zawsze jest to wybór z pełnej dostępnej na rynku oferty (a jedynie np. spośród reklamujących się w serwisie). Czasem ranking skonstruowany jest w taki sposób, aby zwycięzca był “właściwy'”. A czasem po prostu dane są już dawno nieaktualne.
Mimo wszystko chyba każdy z nas korzystał z tego rodzaju serwisów. Jednym z nich jest prezentowany poniżej (od razu zaznaczam, że nie dostałem ani grosza za tę reklamę). Wydaje mi się, że sam serwis prezentuje się całkiem dobrze.
Link do serwisu: http://www.totalmoney.pl
Jak widać nie trzeba się daleko wybierać, żeby zrobić w miarę fajne zdjęcie. Wystarczy kilka metrów od piaskownicy.
Trochę czasu zajęło mi zrozumienie pewnego bardzo oczywistego faktu: dlaczego Polacy nie potrafią pracować w zespole, uczciwie, bez zgrzytów, ba - dlaczego tak rzadko zwyciężają w sportach zespołowych?!
To, że jest to naród nastawiony na narzekanie i generalnie - mało zdolny do uczciwej, doprowadzonej zawsze do końca pracy, to jest wiadome od dawna. Do mało jakiej nacji pasuje lepiej określenie, że "prawie robi ogromną różnicę". Szczególnie w ostatnich miesiącach stało się to mocno widoczne, gdy mamy prawie autostrady, prawie ustawy reformujące służbę zdrowia, szkolnictwo itd., mieliśmy prawie ukończony Stadion Narodowy. Mamy wreszcie prawie inteligentnych posłów i senatorów. To ostatnie jest akurat winą całego społeczeństwa mającego prawa wyborcze, które prawie w całości głosuje, prawie wiedząc na kogo. Zresztą... specjalnie wielkiego wyboru i tak nie ma.
Wróćmy jednak do samej kwestii współpracy i wzajemnego poszanowania. Zauważyłem niedawno jak rozmawia dwoje (dwóch) Polaków, a jak Ślązacy. Ci pierwsi nigdy nie zgadzają się ze swym rozmówcą w pełni i - nawet jeśli mają identyczny pogląd na daną kwestię - to, jeśli go w ogóle nie zmienią, starają się chociaż dać odczuć drugiej stronie, że nie mają dokładnie takiego samego zdania. Inaczej ujmując tę zagmatwaną kwestię - jeśli rozmawia dwóch Polaków, to zawsze wygląda to jak kłótnia.
Z drugiej strony Ślązacy postrzegani są przez Polaków jako osoby uległe, nie mające własnego zdania, którymi łatwi kierować. Owszem, często tak bywa, że grupą osób pochodzenia śląskiego kieruje osoba z polskimi korzeniami. Wynika to jednakże z tego, że Ślązacy priorytetowo traktują samą pracę i są ukierunkowani na efekt tejże pracy. Z kolei Polacy traktują pracę przedmiotowo, starając się wyciągnąć z niej maksymalne korzyści dla siebie. Prościej ujmując - jak zrobić, żeby się nie narobić.
W ostatnich dniach rozgorzała na nowo dyskusja dotycząca upamiętnienia tzw. Tragedii Górnośląskiej, czyli zbrodni popełnionej na mieszkańcach Górnego Śląska przez wkraczające zimą 1945 roku oddziały Armii Czerwonej.
Kuriozalnie w sprawie, która ze wszech miar wydaje się oczywista, osoby decydujące (radni) mają tu tak wiele wątpliwości, że do dziś nie udało się podjąć im stosownej uchwały. Niestety nie mogą liczyć w tym temacie na pomoc naukowców opolskich, którzy w dużej mierze z historią Śląska nie chcą mieć wiele wspólnego.
W takiej sytuacji jeszcze bardziej zastanawia, co byłoby, gdyby ktoś podniósł temat zbrodni i przestępstw przeciw mieniu popełnionych przez ludność przybyłą z terenów polskich oraz przez władze polskie po 1945 r. Szczególnie teraz, gdy znów po kilkudziesięciu latach zaczynamy przychylniej patrzeć na popadające w ruinę (lub już praktycznie nie istniejące) pałacyki śląskie. A przecież wiadomo, że – pomijając fakt rozkradania ich dóbr ruchomych przez ludność miejscową, podpaleń przez wojska radzieckie – reszta szła na odbudowę państwa.
Tu polecam ciekawą wypowiedź pana Karbowiaka: